Naprawdę były najpyszniejsze, kiedy ledwo żywi wysiedliśmy z autokaru ( choroba lokomocyja dała o sobie znać), głodni i zrozpaczeni popędziiśmy do jedynego w okolicy (a okolica to poprostu bajka, cisza spokój, biało, pięknie i czyste powietrze ) sklepiku. A tam były ciasteczka, nie miały nazwy, nie pamiętam, bo zagadałam się z przemiłą Panią, która je sprzedawała. Takie domowe i pyszne ciasteczka. W sklepie był cieplutko i miło, podzielliśmy się nimi z miejscowym psiakiem , który potem prawie wsiadł do autokaru. Ale on miał instynkt samozachowawczy i wycofał się.
Takich ciastek nie uda mi się nigdy zrobić w domu , ale napewno długo będę pamiętała ich smak i to że były zjedzone w najmilszym towarzystwie.
Piesek musiał być naprawdę mądry, może się cofnął, bo na przodzie siedzieli chłopaki. Jeśli tak, to podziwiam psa, naprawdę zna się na ludziach ;-).
OdpowiedzUsuńA ciasteczka były przepyszne, ale miały jedną podstawową wadę: było ich stanowczo zbyt mało!
Ciastek pierwotnie było więcej... ale były takie smaczne że uszczupliliśmy zapas czekając na ciebie,
OdpowiedzUsuń